Portal Pszczelarski

Michał Smyk - wywiad z pszczelarzem

wywiad z pszczelarzem Michał Smyk pszczelarstwo naturalne

W czasach, gdy pszczelarstwo coraz częściej bywa traktowane jako szybki sposób na miód, Michał Smyk podąża zupełnie inną drogą - drogą ciszy, obserwacji i pokory wobec natury. Nie interesują go rekordowe zbiory ani spektakularne pasieki pełne sprzętu z katalogów. Interesują go pszczoły - ich zdrowie, zachowania, potrzeby, historia. I to właśnie one prowadzą go przez ścieżki zarówno praktyki, jak i wiedzy historycznej.

W swojej nadchodzącej książce Michał Smyk sięga do zapomnianych pism, notatek i praktyk sprzed epoki chemii i interwencji, pokazując, że odpowiedzialne pszczelarstwo nie polega na zarządzaniu owadami jak produkcyjną maszyną, ale na wspieraniu ich naturalnych cykli, wzmacnianiu lokalnych populacji i trosce o przyszłość - nie tylko pszczół, ale i całego krajobrazu, którego są nieodłączną częścią.

W rozmowie z Portalem Pszczelarskim opowiada o metodach pracy jak najbliższych naturze, o lokalnych odmianach pszczół, które wykazują większą odporność na choroby, oraz o tym, dlaczego prawdziwe pszczelarstwo zaczyna się tam, gdzie kończy się pośpiech i chęć dominacji. 

Z Michałem Smykiem rozmawia Joanna Baran

 

Joanna Baran: Czy może mi Pan powiedzieć, skąd u Pana pasja do pszczelarstwa? Jak wyglądały początki?

Michał Smyk: W mojej rodzinie panowały tradycje pszczelarskie od pokoleń. Wujek, jeszcze w czasach międzywojennych hodował pszczoły. Pasję pszczelarską przekazał dziadkowi. I tak to trwa w mojej rodzinie od czasów dwudziestolecia międzywojennego. Potem była znacząca przerwa, ale pamięć o pszczołach zawsze we mnie była. Dlatego też z czasem sam zdecydowałem się postawić ule. Pierwsze kroki pomagał mi stawiać dziadek. To od niego uczyłem się najważniejszych podstaw i podpatrywałem praktykę. 

Pszczelarstwo lubi również moja żona, więc było łatwiej. I w zasadzie to impuls z jej strony sprawił, że ostatecznie podjęliśmy decyzję o rozpoczęciu przygody z pszczelarstwem. Zacząłem w 2018. Początkowo miałem kilka własnych uli. Jednak z czasem przejąłem również pasiekę dziadka. 

Moja pasieka jest amatorska, hobbystyczna. Zatem mam około 20 rodzin. Takich pełnoprawnych. Bo jako rodzinę postrzegam matkę i jej córki. Obecnie czekamy w przypadku 4 rodzin na rezultat unasienienia. Co ważne, ponieważ prowadzę pasiekę w sposób symulujący naturę, to każda rodzina jest inna. Populacja jest zbliżona do naturalnej i rodziny same regulują swoją wielkość. Te najsilniejsze mają szansę na największą ilość potomstwa.

 

 

JB: Wiem, że w pewnym stopniu w swojej praktyce pszczelarskiej i książce czerpie Pan inspiracje z tekstów archiwalnych - w tym z "Bartnika Postępowego" - skąd takie źródło wiedzy? I decyzja o wykorzystaniu go?

Michał Smyk: Rozwoju cywilizacji nie postrzegam jako procesu tylko i wyłącznie dobrego. Czasami to, co wydaje się postępowe, lepsze, nowoczesne z perspektywy czasu okazuje się problematyczne czy rozczarowujące, a nierzadko nawet niebezpieczne. Uważam, że nie wszystkie rzeczy które człowiek wynajdzie, to krok ku lepszemu. Tu potrzeba refleksji i szerszego spojrzenia. Nie trzeba daleko szukać, by znaleźć przykłady. Te najbardziej wyraziste "pomyłki" to choćby: azbest, benzyna ołowiowa czy obecnie obserwowany krok wstecz w stosowaniu glifosatu, który okazał się niezwykle niebezpieczną substancją.

Sądzę, że tak właśnie jest ze współczesnym pszczelarstwem i środkami oraz sposobem podejście do pszczół. A nowoczesne - pełne regularnie stosowanej chemii i nastawione na produkcję miodu - pszczelarstwo potyka się o własne, nowoczesne nogi. Uważam, że w jakiś sposób obecne metody dopuściły do tego, że pszczelarze - jak wielu rolników - regularnie stosują trucizny do zabijania pasożytów w ulach. Jednak to nie służy ani pszczołom, ani środowisku, ani osobom spożywającym miód. 

O ile daleki jestem od straszenia, o tyle bliskie jest mi podejście inne, jak najbardziej zgodne z naturą. Przecież przed stosowaniem chemii rodziny pszczele przez miliony lat radziły sobie z wieloma pasożytami, chorobami i sytuacjami. Zatem pewne jest, że posiadają mechanizmy pozwalające im "o własnych siłach" pokonać zagrożenia. Dlatego właśnie zaciekawiłem się historią pszczelarstwa.

 

 

JB: Co zwróciło Pana szczególną uwagę podczas lektury tekstów archiwalnych?

Michał Smyk: W historii pszczelarstwa widać moment przełomowy, od którego rozumiemy nowoczesne pszczelarstwo - jest to pojawienie się ula ramowego. Wszystko co jest przed tym jest "dawne". Natomiast trafiłem na takie zapiski, że zanim pojawił się ul ramowy, to tereny Europy Środkowej były swoistą potęgą pszczelarską. Zatem warto zadać sobie pytanie, dlaczego dzisiaj nie jesteśmy pszczelarską potęgą? Dlaczego pszczoły wymagają tak wiele opieki i interwencji ze strony pszczelarza? Co się stało, że w codziennej opiece nad rodzinami pojawiły się trujące środki chemiczne? Jednocześnie odszukałem wiele informacji, że są na świecie obszary, gdzie pszczelarstwo ma się dobrze, rodziny są zdrowe i silne pomimo warrozy i pomimo braku systemowego stosowania chemii i trucizn. Takim krajem jest choćby Kuba. Tam gospodarują w pasiekach podobnie jak my w latach 70. Ale przykłady można znaleźć również bliżej, w Europie.

Zatem możliwe jest "nowoczesne pszczelarstwo" dalekie od chemii z naturalnie silnymi rodzinami pszczelimi. A gdzie lepiej szukać informacji o tym, jak poradzić sobie bez chemii, niż w tekstach z okresu, gdzie jeszcze pszczelarstwo miało się dobrze. Stąd źródła archiwalne, przede wszystkim "Bartnik Postępowy". Przymierzam się również do "Pszczelarza Wielkopolskiego". Uważam, że wiele, potencjalnie wartościowej wiedzy, kryje się w starych metodach gospodarowania pszczelarzy. Oczywiście do treści archiwalnych nie można również podchodzić bezrefleksyjnie, jednak mając dzisiejszą wiedzę i doświadczenie, można znacząco poszerzyć perspektywę lub nawet zmienić punkt patrzenia na pszczelarstwo.

Ciekawiła mnie również taka "podróż w czasie", dowiedzenie się, jak kiedyś gospodarowano w pasiekach i jak pszczelarze postrzegali hodowlę owadów. Dawne podejście, pożytki, cykl roczny. Potem z uwagą zacząłem się przyglądać tematowi ras pszczół lokalnych. Jakie pszczoły wówczas były hodowane i jak przed laty radzono sobie z chorobami w pasiekach. To okazało się niezwykle wartościową wiedzą.

 

 

JB: Czy mógłby Pan opowiedzieć o kilku wartościowych Pana zdaniem, archiwalnych publikacjach dotyczących pszczelarstwa? Czy wiedza tam zawarta ma zastosowanie również dzisiaj?

Michał Smyk: Myślę, że jest ich wiele. Dla mnie, w tej chwili najciekawszą pozycją jest pismo "Bartnik Postępowy", z którego korzystam. Niemniej w darmowych zasobach cyfrowych można natrafić na wiele bardzo wartościowych pozycji. Warto je przeczytać, również w poszukiwaniu własnych inspiracji. W wielu można znaleźć pomysły i wiedzę, która po prostu się przydaje. Dodatkowo spojrzenie przedwojennych pszczelarzy było z innej perspektywy, niż my patrzymy dzisiaj. Zatem taka lektura po prostu poszerza horyzonty. Pomysłów na hodowlę pszczół było sporo, cześć zabawna, część ciekawa, a część po prostu genialna.

 

 

JB: Ile z tej wiedzy znalazło zastosowanie w Pana codziennej praktyce w pasiece? Czy znalazł Pan jakieś ciekawe porady lub zaskakujące spostrzeżenia?

Michał Smyk: Oj wiele. Są sposoby na to, jak sprawić by wyrojona rodzina wróciła ponownie do produkcji. Ciekawy jest również temat ula związkowego, który był bardzo popularny w Galicji. Początkowo był to ul słowian, potem ul związkowy. Wówczas występowały pasieki liczące nawet 1000 uli - czyli ogromne. Typ gospodarki na ulach związkowych pozwala pszczołom na budowanie plastrów od góry w dół. Obecnie konstrukcje sawiają ule niejako "na głowie". Co to znaczy? Pszczoły nienaturalnie budują z dołu do góry - miodnia jest nad gniazdem. Ma to wówczas negatywny związek z termiką. A co ciekawe, również może mieć powiązanie z dynamicznym rozwojem warrozy.

 

 

JB: Czy mógłby opowiedzieć Pan więcej na ten temat?

Michał Smyk: Otóż dawniej na ulach związkowych, po zimowli korpus na dalszy rozwój rodziny - stawiano pod gniazdem, a nie nad, jak robi się to obecnie. W efekcie pszczoła budowała plastry w dół, co jest naturalne dla tych owadów. Tak tworzą gniazda również w barciach. I teraz: jak taki typ konstrukcji ula ma wpływ na rozkład temperatury w ulu i rozwój warrozy? Ciepłe powietrze idzie zawsze w górę. Zatem w przypadku ustawienia gniazda na górze jest tam po prostu cieplej. Natomiast warroza jest wrażliwa na wyższą temperaturę. Przy takim ułożeniu robotnicom łatwiej było utrzymać optymalną dla czerwiu temperaturę w okolicach 34-36 stopni Celsjusza. Jednocześnie 36 stopnie Celsjusza to za dużo dla tego pasożyta. W prosty sposób budowa uli powodowała ograniczenie rozwoju warrozy. 

Natomiast w przypadku konstrukcji, którą stosujemy obecnie, gdzie pszczoły budują gniazdo na dole, a plastry dokłada się im "nad głową", wiosną, w momencie dostawienia miodni, w ulu spada temperatura. Całe ciepłe powietrze ucieka do pustej przestrzeni. Wówczas rodzina nie jest w stanie odpowiednio dogrzać gniazda i zadowala się temperaturą minimalną, czyli utrzymuje ją na poziomie 34 stopni. Powstają wówczas warunki idealne dla namnażania się warrozy. 

Zatem konstrukcja gniazda, którą posługujemy się obecnie może mieć wpływ na rozwój i ekspansję pasożyta. W przypadku ciepłego gniazda na górze warroza lokuje się na obrzeżach - czyli na czerwiu trutowym. W przypadku obecnej konstrukcji i miodni nad gniazdem, warroza intensywnie rozwija się w całym gnieździe i na całym czerwiu.

 

 

JB: Opowiada Pan wiele o pszczołach i ich hodowli - od kiedy zaczęło się u Pana zainteresowanie liniami pszczół i selekcją pszczoły miodnej?

Michał Smyk: To wprost efekt zainteresowania pszczelarstwem i mojej "podróży w czasie" przez literaturę przedwojenną. Czytając raz, drugi zauważyłem bardzo ciekawe nazewnictwo pszczół. Tylko skąd ono wynika i jaka była pszczoła rodzima, charakterystyczna dla terenów środkowoeuropejskich? Czym różniła się obecnych. I tak zacząłem przeglądać teksty archiwalne pod tym kątem.

 

 

JB: Co Pan zauważył podczas lektury?

Michał Smyk: Nasz obecny zasób wiedzy wskazuje, że rodzimą pszczołą dla polskich terenów jest pszczoła środkowoeuropejska. Pokazywana jest ona jednak jako taki monolit w całej Europie. Od Pirenejów aż po Ural. Ale czy ten "monolit" wyglądał wszędzie tak samo? Są przecież różne pożytki, warunki atmosferyczne do których dostosowują się owady. 

Dodatkowo pszczole środkowoeuropejskiej przypisywane są bardzo problematyczne cechy. Powszechnie jest uważana jako rojliwa, złośliwa i agresywna, a dodatkowo niemiodna. Jednak przeczą temu choćby archiwalne fotografie, na których widać pszczelarzy podchodzących do uli bez ochrony, a nawet oblepionych rojami. To okazało się niezwykle interesujące. 

Odkryłem, że polscy pszczelarze określali pszczoły kilkoma nazwami. Była zatem pszczoła "borówka", "pszczoła krajowa", "pszczoła wrzosówka". W archiwalnych tekstach można dodatkowo znaleźć charakterystykę lokalnych odmian pszczoły. Zatem "borówka" opisywana była jako mniejsza, bardziej złośliwa. Krajowa była szara, większa i łagodna. Wrzosówka była uważana za pszczoły rojliwe. Interesujące jest, że ta cecha była pożądana i wykorzystywana przez pszczelarzy. Pozwalali oni namnażać się rojliwym "wrzosówkom" na jesienne pożytki, ponieważ w trakcie kwitnienia wrzosu warto było mieć jak najwięcej rojów. Po pożytku rodziny łączono.

Dlaczego zatem pszczelarze w dwudziestoleciu wyróżnili tyle "odmian" - "ekotypów" które znacząco się od siebie różniły wyglądem i "charakterem". Idąc dalej - dlaczego dzisiaj ta wiedza o ekotypach regionalnych pszczół zniknęła? Zastanawiające jest również, co może współczesnym pszczelarzom dać ta wiedza i jak ją wykorzystać?

 

 

 

JB: Jak zatem tą wiedzę o dawnych odmianach pszczół można wykorzystać?

Michał Smyk: Przede wszystkim warto jest mieć otwarty umysł. Skoro przez tyle lat pszczelarstwo na naszych rejonach bazowało na lokalnych odmianach owadów, to czy nie warto spróbować do nich powrócić. Oczywiście nie jest to łatwe, szczególnie przez zalanie Polski pszczołą kaukaską oraz tendencję do sprowadzania matek z zagranicy. Miodnych, spokojnych, ale nie przystosowanych do naszych pożytków i klimatu. Zakładam jednak, że są obszary, na których można dotrzeć do lokalnych odmian. Jest to wprawdzie dalekie od pszczelarstwa przemysłowego, towarowego, jednak większość pasiek w naszym kraju jest właśnie hobbystyczna, niewielka. To daje dużą swobodę w podejściu do pszczół. 

Czy my chcemy, żeby pszczoła była produktywna, ale wymagająca opieki, troski, czasu i ingerencji, również chemicznej? Czy chcemy, aby pszczoły, aby przetrwać wymagały stałych interwencji ze strony człowieka, a ich hodowla była coraz trudniejsza i bardziej kosztowna? Wówczas przetrwałyby jedynie ogromne pasieki z finansami na leki i pracowników. Jednak taki stan byłby tragiczny dla środowiska. Każdy kraj potrzebuje wielu małych pasiek, które zapewniają zapylanie równo rozłożone po całym obszarze. Dlatego warto wspierać i dążyć do tego, aby pszczoły były jak najbardziej odporne i "samowystarczalne".

 

 

JB: Jak Pana zdaniem dążyć do takiego pszczelarstwa? Co można zrobić w zakresie własnej pasieki, aby korzystać z tej samowystarczalności pszczół, a nawet ją wspierać?

Michał Smyk: Najprostszy i niemal intuicyjny jest po prostu wybór pszczoły. Czy chcemy sprowadzać pszczoły z zagranicy, które przejadają zapasy, wymagają mocnego ocieplania uli czy są wrażliwe na każde wahnięcie temperatury, ale są wysoko wydajne miodowo? Czy może warto postawić na lokalne ekotypy. Takie może są mniej wydajne - choć to bywa dyskusyjne - ale za to odporniejsze i lepiej dostosowane do lokalnych pożytków oraz pogody. Bycie pasjonatem stawiającym na lokalne odmiany pszczół przynosi nie tylko przyjemność z pszczelarstwa, ale jest również postawą pełną odpowiedzialności za siebie i przyszłość.

 

 

JB: Jakie rasy Pan krzyżował i jakie przynosi to efekty? Na jakie cechy matki i roju zwraca Pan uwagę?

Michał Smyk: We własnych pasiekach staram się postępować zgodnie z ideą dążenia do jak największej odporności pszczół i naturalnego cyklu rozwoju. Mam kilka linii pszczół w ulach. Oczywiście nie mam pełnej kontroli, nie prowadzą inseminacji matek pszczelich. Pozwalam pszczołom na naturalne zapłodnienie. Matki unasienniają się z wolnego lotu. To także element prób bycia jak najbliżej pszczelarstwa symulującego naturalne. Jednak jestem optymistą jeśli chodzi o unasiennianie. Wierzę w to, że natura tak to ułożyła, że genetyka dąży w dobrym kierunku. Czasami zdarzają się oczywiście straty, jednak całościowy wynik wydaje się pozytywny. Zdecydowanie stawiam na lokalne odmiany pszczół i dobór naturalny.

 

 

JB: Zatem kto mieszka w Pana ulach?

Michał Smyk: Na chwilę obecną trudno to jasno określić. Nie robiłem ostatnio dokładnych badań w tym zakresie. Pod kątem wyglądu można dostrzec dwa rodzaje ubarwienia, które wskazują na dwie grupy rodzin. Pierwsza wykazuje oznaki zmieszańcowania. Występują zarówno pszczoły ciemnoszare, jak i takie z żółtymi tergitami świadczącymi o domieszce krwi włoskiej lub kraińskiej. W części uli mam natomiast pszczoły ciemne, jednolicie ubarwione. Zauważyłem, że właśnie te rodziny radzą sobie najlepiej. Tam nie zwalczam warrozy, a rodziny są silne, liczne i rozwijają się. Jeśli chodzi o zeszłoroczne rodziny - badałem użyłkowanie skrzydeł pszczół - moje pszczoły są w połowie pomiędzy generyczną linią środkowoeuropejską, a grupą południową C, w skład której wchodzą głównie krainka, pszczoła włoska, macedońska oraz cecropia.

 

 

JB: Czy jakoś Pan wpływa na rozwój rodzin w swojej pasiece, czy dokonuje Pan selekcji?

Michał Smyk: Szerzej opisałem to w książce, ale upraszczając, staram się symulować roczny cykl rodziny pszczelej. Zatem, wbrew obecnym tendencjom, elementem sezonu jest u mnie rójka i zmiana miejsca pobytu rodziny pszczelej. Moim zdaniem rodzina pszczela to organizm wędrujący. Rodzina się przemieszcza, a w ulu pozostaje zalążek nowej rodziny. Naturalnie jest to sposób na rozwój i przetrwanie. Rojenie jest bowiem naturalnym i wykształconym na drodze ewolucji zachowaniem rodziny. Mechanizmem jej przetrwania. Zatem staram się to symulować. W efekcie jeśli rodzina jest jest na tyle silna, aby mogła pojawić się rójka, a zapasów i pożytków jest pod dostatkiem, zabieram matkę z ula wraz z częścią robotnic, przewożę w nowe miejsce i z jednego ula, mam dwa. Jeśli natomiast rodzina jest słabsza, nie symuluję rójki. 

Natomiast jeśli rodzina jest bardzo silna również po zabraniu matki macierzak wychowuje sobie mateczniki. Wówczas zabieram jedną ramkę z matecznikami i w efekcie takich działań z jednej rodziny powstają trzy. W ten sposób niejako dodatkowo promuję rozwój tych mocniejszych genów w pasiece. Jest to przedsięwzięcie na małą skalę, jednak moje pszczoły całkiem dobrze radzą sobie z pasożytami i chorobami. 

Co więcej - gdyby udało się zmobilizować kilku pszczelarzy w okolicy do podobnych praktyk, wówczas efekty "przetrwania i wzmacniania" najmocniejszych genów byłyby jeszcze bardziej widoczne. Takie praktyki są stosowane w Europie. W Skandynawii czy Wielkiej Brytanii doskonale funkcjonują grupy pszczelarzy promujący lokalne, mocne geny w rodzinach pszczelich. Odtworzyli populacje w których nie trzeba zwalczać warrozy. I co ważne - nie stosują i nie potrzebują oni podawać chemicznych substancji, aby ich rodziny przetrwały i produkowały miód.

 

 

JB: Czy jest sposób by odtworzyć lokalne linie pszczół?

Michał Smyk: Tak, biorąc pod uwagę doświadczenia z Anglii czy Skandynawii, jest spora szansa, by pozwalając na naturalną selekcję pszczół oraz przy współpracy pszczelarzy budować lokalne, silne i odporne na warrozę i inne zagrożenia, pasieki. Takie działanie jest dobre dla wszystkich: konsumentów miodu, pszczelarzy, pszczół i środowiska. Dodatkowo, choć w pierwszych latach może dochodzić do strat i wahania populacji, to w dłuższej perspektywie doprowadzi to do stworzenia wielu odmiennych rodzin pszczół, dostosowanych do korzystania z lokalnych pożytków. Stąd ewolucyjnie dłuższe lub krótsze języczki czy odporność na temperaturę.

 

 

JB: Porozmawiajmy również o pszczelarstwie naturalnym - czym ono dla Pana jest? Wiem, że współdziała Pan z Bractwem Pszczelim i niejako działa równolegle. 

Michał Smyk: Osobiście unikam stwierdzenia "pszczelarstwo naturalne". Każdy może postrzegać naturalność w inny sposób. Wyjdźmy od tego, że hodowla pszczół już sama z siebie nie jest naturalna. Trzymanie rodzin w ulach, na ramkach jest dalekie od naturalnego rozwoju rodzin. Możemy zgodzić się na rozumienie określenia "pszczelarstwo naturalne" jako "symulowanie naturalnych procesów" lub "tworzenie naturalnych warunków pszczołom".

Zacznijmy od zimowli. Tu wydawałoby się, że nie ingerujemy, zatem pszczoły po prostu są w ulach. Niemniej trafiłem na relacje, które wskazują, że już życie w ulu, a nie w kłodzie bartnej czy dziupli sprawia, że pszczoły inaczej zachowują się zimą. W naturalnych warunkach kłąb jest nieco bardziej ruchliwy. Rodzina pszczela nie wchodzi w fazę "znieruchomienia".

Idąc dalej - pszczelarze walczą z naturalnym sposobem rozwoju rodziny pszczelej, czyli rojeniem. Daleka od naturalnego jest również walka z chorobami i pasożytami.

Pszczelarze "symulujący naturalny cykl życia pszczół" owszem, korzystają z uli, jednak nie walczę z rojeniem. Staram się pszczołom towarzyszyć w tym naturalnym procesie. Dodatkowo dzięki temu, o czym już wspominałem, wspomagam rozwój najsilniejszych genetycznie pszczół w mojej pasiece.

Co ciekawe, wielu pszczelarzy uważa, że jeśli do ich ula przybędzie rójka, matkę trzeba zlikwidować. Zatem zabijają matkę, ponieważ uważają, że rodzina będzie miała tendencje do rojliwości. To jest nieporozumienie i błędne postrzeganie naturalnego rozwoju rodziny pszczelej. Z ula wylatuje przecież mocna matka, która doprowadziła rodzinę do stanu, w którym może się ona spokojnie podzielić. 

Ciekawym przykładem jest tu historia pszczoły o nazwie ASTA. Rodzina przyleciała do pasieki sama - z rójki. Natomiast przez kolejne kilka lat nie chciała się pszczelarzowi wyroić. Co ciekawe była to pszczoła niezwykle miodna i spokojna i paradoksalnie, pszczelarz, do którego trafiła przez kilka lat czekał na rójkę, by rozmnożyć rodzinę i osadzić ją w większej ilości uli.

 

 

JB: Jak pszczelarstwo naturalne wygląda w praktyce - Pana Praktyce? Czy przeciwdziała Pan warrozie w swoich ulach? Czy selekcja pszczół jest skutecznym sposobem, czy jednak czasami musi Pan sięgnąć po olejki, kwasy czy Apiwarol?

Michał Smyk: W większości moich uli nie zwalczam warrozy. Dzięki obserwacji i promowaniu genów rodzin, które najlepiej radzą sobie z warrozą i chorobami, doszedłem w części rodzin do stanu, w którym rozwijają się bez zwalczania pasożyta i chemii. W części rodzin stosuję natomiast metody biotechniczne. 

Na czym polega metoda biotechniczna? Otóż pozwala ona usunąć skutecznie z ula nawet 90% warrozy. Na czym to polega? Najpierw, najlepiej w czerwcu, przerywa się czerwienie. Należy wówczas, na ten okres, umieścić matkę w izolatorze Chmary. Przerwa powinna wynosić około 21 dni. Następnie pozwalam matce czerwić, ale w izolatorze dwuramkowym. Warroza przebywająca w ulu przez 21 dni nie ma na czym się rozmnażać. Zatem w momencie rozpoczęcia czerwienia w izolatorze dwuramkowym, większość warrozy po prostu przenosi się tam, aby złożyć jaja. W efekcie z całego ula większość pasożytów przechodzi w jedno miejsce. Ostatecznie wystarczy takie ramki usunąć i przetopić i rodzina jest wolna od dużej części pasożytów. Jest to zabieg skuteczny i sprawdza się w mojej pasiece bardzo dobrze.

 

 

JB: Wiem, że pisze Pan książkę, która ukaże się we wrześniu. Mogę zapytać o zdradzenie tytułu i opowiedzenie o czym ona będzie?

Michał Smyk: Tak, jestem w trakcie redakcji książki. Ukaże się ona we wrześniu. Tytuł to "Hobbystyczne pszczelarstwo bez chemii". O czym będzie - w zasadzie o tym, co wynika z moich doświadczeń jako pszczelarza, mojej praktyki pszczelarskiej oraz pasji do pszczelarstwa. Bazuję w niej na własnych doświadczeniach - sukcesach, porażkach i próbach ustabilizowania populacji pszczół odpornych na warrozę. Ważnym elementem książki jest również moja "podróż w czasie" do pszczelarstwa z okresu międzywojennego i wcześniejszych. Wiedza, zawarta choćby w "Bartniku Postępowym" bardzo poszerzyła moje spojrzenie na pszczelarstwo.

 

Michał Smyk
Michał Smyk

 

BIO

Na co dzień projektant informatyk, mąż i ojciec. W wolnych chwilach wciągnięty w świat pszczół poszukiwacz prawdy. Przez pierwsze kilkadziesiąt lat życia obserwator rodzinnej pasieki dziadka, od 2018 roku jej współgospodarz. Założyciel grupy dyskusyjnej "Pszczelarstwo bez chemii".



Liczba wyświetleń artykułu: 1646

Komentarze z forum pszczelarskiego

Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu. Bądź pierwszy i weź udział w dyskusji!




  Współpracują z portalem:

Ernest Bryll

Ernest Bryll

Autor tekstów

Polski poeta, pisarz, autor tekstów piosenek, dziennikarz, tłumacz i krytyk filmowy. Właściciel strony bryll.pl

Modlitwa - Ernest Bryll

Anna Celińska

Anna Celińska

Autorka tekstów

Dziennikarz z wykształcenia, zawodu i pasji. Żaden temat nie jest jej obcy, a pszczoły z artykułu na artykuł uwielbia coraz bardziej. Na PortalPszczelarski.pl wrzuca teksty według najważniejszego klucza – informować, radzić, wyjaśniać to, co ważne dla Was. Bo bez czytelnika nie miałoby sensu pisanie.

Linia pszczół car: Prima

Podsumowanie sezonu pszczelarskiego 2013

Hyzop lekarski – roślina miododajna

Martyna Walerowicz

Martyna Walerowicz

Autorka tekstów

Dziennikarz. Ukończyła studia ogrodnicze, na których zajmowała się pszczelarstwem i owadami zapylającymi.

Webinarium Kim & Jim show: I bought bees. Now what? 2016

Royalaktyna a rozwój matki pszczelej

Pszczoła na kofeinie i miód kawowy